„Składniki podstawowe: ona i on. Dobrze wypłukać (głównie z przeszłości) i namoczyć aż zmiękną (ważne jest osiągnięcie stanu zwanego gotowością). Włożyć do sakramentalnego rondla małżeństwa, latami dusić na małym ogniu i uważać, żeby się nie przypiekło. Do tego dołożyć tonę miłości, kilogramy wyrozumiałości i czułości – wymieszać. Podlewać dwiema szklankami ciepłych słów na dzień dobry i na dobranoc. Przebaczenie pokroić na małe kawałki, dodawać w razie potrzeby. Całość przykryć lnianą ściereczką i skierować w stronę Nieba. Czekać aż wyrośnie.”
Istnieją różne recepty i różne przepisy na szczęście. Nie będę ukrywać, że ten artykuł pani Ewy Gładysz był trochę inspiracją dla nas do tego, żeby usiąść przy filiżance kawy i zastanowić się nad własnym „przepisem” (dostępnym TUTAJ [link]). Bez wahania polecam przeczytać całość, a tam będzie trochę o tym, skąd się biorą przepisy, o cudownych poradnikach, o eksperymentowaniu czy zaglądaniu do cudzych okien :)
Cały artykuł dostępny TUTAJ.