Nowy rok. Nowe wyzwania. Nowe pomysły na naszą stronę. A wśród nich ten, aby oprócz publikowania znalezionych w Internecie i sprawdzonych przez nas materiałów, dołożyć również coś od siebie. W związku z tym ruszamy z zakładką „Nasze wpisy”, już bardziej codziennie, a nie tylko okazjonalnie.
Na początek w ramach wyjaśnienia – tytuł wpisu nawiązuje nie tylko do noworocznych postanowień, ale też do kalendarza, który dostałam dwa lata temu od koleżanki na urodziny (dziękuję raz jeszcze!). Ma on – jak łatwo się domyślić – 365 stron z datami. Tym, co wyróżnia go od zwykłego kalendarza, jest napis na każdej z nich: „Szczęście to…”, a dalej? – 365 drobiazgów, które mogą wywoływać radość na naszych twarzach. Są wymienione (i zilustrowane!) od najprostszych – jak chociażby uczucie ulgi po ściągnięciu łyżew, aż po mniej błahe, jak romantyczna randka czy znalezienie zagubionych kluczy.
Na początku ubiegłego roku pomyślałam: „A może to czas, aby każdego wieczoru na odwrotnej stronie kalendarza dopisać własne szczęście z danego dnia?”. Zaczęłam więc 1. stycznia… Były dni, gdy trudno mi było wybrać tylko jedno „szczęście” (szczególnie w czasie urlopów!) i wypisywałam ich po pięć. Ale były i takie dni, gdy siadając wieczorem z kalendarzem w ręku, naprawdę ciężko było coś wymyślić… Ostatecznie, udało mi się zapisać 365 kolejnych kartek! Podobnie jak w oryginalnej wersji – jest tu „szczęście” bardziej zwykłe – jak lody o smaku „bounty” czy nowa sukienka w wymarzonym zielonym kolorze, ale także bardziej wyszukane – jak nocna wizyta w obserwatorium astronomicznym czy oglądanie z mężem przepięknego zachodu słońca w Calabrii :)
Ktoś może zadać pytanie: „Ale jaki ma to związek z małżeństwem?”. Otóż ma! Taki, że po całym roku zapisywania pięknych chwil szczęścia, zorientowałam się, że co najmniej połowa z nich dotyczy… mojego Męża :) Jest opisem tych wszystkich małżeńskich drobiazgów, które tak bardzo kolorują nasze wspólne życie. Z kolei ta myśl wywołała we mnie: po pierwsze – wielką wdzięczność, po drugie – chęć podarowania mu tego kalendarza do przeczytania, a po trzecie – refleksję „Czy ja również byłam dla niego tyle razy powodem szczęścia?”. Chcę wierzyć, że tak. A jeśli nie, to mam nadzieję, że w tym roku uda mi się to nadrobić…
Na koniec propozycja dla Was – może ktoś chciałby spróbować zacząć zapisywać sobie swoje szczęście? Jeśli nie przez rok, to chociaż przez pół roku, miesiąc, tydzień? Gwarantuję, że daje to ogromną radość, a także sprawia, że dostrzega się dużo więcej piękna w swoim życiu :)
Pozdrawiamy i życzymy Wam dobrego roku!
PS. Pomimo tego, że moje zapisywanie w kalendarzu skończyło się z dniem 31 grudnia 2017 r., codziennie kładąc się spać, łapię się na tym, że zastanawiam się, co dziś wyjątkowego i pięknego się zdarzyło. Już tego nie zapisuję… ale każdego wieczoru zasypiam z uśmiechem :)
Pingback: A co by było gdybyś dzisiaj…