Pierwszy człowiek (First Man, 2018)

Tym razem trochę nietypowe dzieło, czyli „Pierwszy człowiek” wyreżyserowany przez Damiena Chazelle. Można powiedzieć, że to przecież tylko film o podróżach kosmicznych. Ale czy na pewno? Moją uwagę już w pierwszych minutach projekcji przykuł drugoplanowy motyw, czyli relacja małżeńska Neil’a i Janet Armstrong… Teoretycznie zajmuje ona tylko niewielkie fragmenty całej filmowej opowieści, a jednak nie da się jej przegapić. Jest miłość, życie, radość, oddanie, poświęcenie, zaufanie, tęsknota… Ale jest też i ból, strata, śmierć, smutek, złość, milczenie, dystans… Tak naprawdę odnajdujemy tam całą gamę emocji i uczuć, które mogą towarzyszyć małżeństwu. Dla mnie był to również impuls do refleksji. Czy ja zachowałabym się podobnie? A może wręcz odwrotnie? Co w tej relacji było inspirujące? A co pokazywało czego unikać? Dużo tematów do zastanawiania się i rozmów…

Dodam jednak, że nie tylko ze względu na małżeńską relację film warto obejrzeć. Nasz wybór padł na „Pierwszego człowieka” z kilku względów. Po pierwsze – jestem miłośniczką filmów biograficznych. Po drugie – jako wielbicielka „La La Land’u” byłam niezmiernie ciekawa co tym razem wyszło ze współpracy Damiena Chazelle’a z Justinem Horowitzem oraz Ryanem Goslingiem. I nie zawiodłam się. Szczególnie jeśli chodzi o kwestię muzyki, a właściwie zestawienia muzyki i ciszy… Jak dla mnie grała ona równie ważną rolę jak główni aktorzy :) Do tego zdjęcia, montaż, ekspresja….

Po trzecie – wybraliśmy „Pierwszego człowieka”, ponieważ… ten film akurat się zaczynał ;) Wciąż pamiętam jak (za bardzo dawnych czasów gdy jeszcze pracowałam w kinie) nie mogłam zrozumieć osób wpadających na ostatni moment i szybko wybierających seans na zasadzie „co by tu dziś obejrzeć?”… Wszystko jednak się zmienia gdy rodzina się powiększa :) I tak też była to nasza spontaniczna kinowa (niezwykle udana) randka :) Bo zaplanowane spotkanie skończyło się wcześniej, bo Mama mogła zostać dłużej (dziękujemy!), bo Madzia w końcu usnęła, bo w piątkowy wieczór na zapchanym parkingu pod multikinem akurat zwolniło się miejsce, bo wyjątkowo nie było kolejek do kas, bo akurat (w momencie naszego wślizgiwania się na salę) skończyły się reklamy i zaczął się film… Tak, to był zdecydowanie udany wieczór!

 

Więcej o filmie TUTAJ.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*