W trzecim dniu „Międzynarodowego Tygodnia Małżeństwa w internecie” zaproponowanym tematem jest – NARZECZEŃSTWO. Pierwszym co mi przychodzi na myśl gdy słyszę to słowo jest – „przygotowanie”. Nie mam tu jednak na myśli organizacji ślubu (chociaż to też jest ważne), ale przygotowanie siebie do „wejścia w małżeństwo” z ukochaną osobą. Oprócz tego, o czym wspomnieliśmy już we wczorajszym WPISIE, dla nas była to przede wszystkim ogromna ilość czasu spędzana razem… pomimo osobnych mieszkań w dwóch różnych częściach Krakowa. Dlaczego nie zdecydowaliśmy się na wspólne mieszkanie w okresie narzeczeństwa? Tego się dowiecie z dalszej części artykułu :)
Za tym, żeby zamieszkać razem zaraz po zaręczynach przemawia wiele argumentów. I rzeczywiście, z niektórymi (głównie ekonomicznymi) czasem ciężko się kłócić. Do wielu innych można jednak dopasować kontrargumenty. Oczywiście ostateczna decyzja o wspólnym mieszkaniu przed ślubem zawsze pozostaje w kwestii dwojga zainteresowanych, ale poniżej umieszczamy trochę naszych przemyśleń na ten temat.
MIESZKANIE RAZEM TO:
1) Oszczędność pieniędzy. To bez wątpienia. Jedno mieszkanie, a czynsz, rachunki i inne opłaty dzielone na dwoje. Jeśli każda z osób miała wcześniej swoje mieszkanie na własność to nawet jedno z nich można wynająć i jeszcze przy tym zarobić na opłaty. To również oszczędność paliwa i biletów (niezbędnych na dojazdy). A także oszczędność pieniędzy wydawanych na gotowanie, bo jak wiadomo – łatwiej i taniej ugotować większą ilość ;)
2) Oszczędność czasu. Szczególnie widoczna jeśli narzeczeni mieszkają na dwóch końcach miasta. Jeszcze gorzej – na dwóch końcach dużego miasta. Sama pamiętam do dziś dojazdy autobusem ode mnie do Michała. Były one szczególnie uciążliwe, ponieważ wynajmowane przez nas mieszkania były tak skomunikowane, że był tylko jeden bezpośredni autobus kursujący co 20 min (w weekendy oczywiście rzadziej). A w piątki popołudniu stojąc na zakorkowanych krakowskich Alejach myślałam, że już nigdy do niego nie dotrę ;)
3) Wygoda. Wygoda, ponieważ właśnie nie trzeba biec na autobus lub na niego czekać (denerwując się, że się spóźnia lub nie przyjeżdża wcale). Nie trzeba wracać późno po nocy lub martwić się jak wróci narzeczony. Bo nie ma problemu w sobotni wieczór, że przepełniony nocny autobus jedzie raz na godzinę, a na taksówkę ciężko gdziekolwiek się dodzwonić. Zawsze jest się blisko.
4) Wspólne gospodarowanie pieniędzmi. Mieszkanie razem to nie tylko finansowa oszczędność, ale przy okazji sprawdzenie wzajemnej gospodarności albo czasem jej braku ;) Jest to również dobra „szkoła” na przekonanie się czy jesteśmy zgodni co do wydatków.
5) Poznanie siebie w codzienności. Wiadomo, że człowiek nigdy nie pozna drugiej osoby tak dobrze podczas krótkich spotkań i randek, na które zawsze można się przygotować i wystroić. Mieszkając ze sobą widzimy się codziennie, w różnych sytuacjach, nie zawsze w pełnym makijażu i wyjściowym ubraniu. Można poznać tę „prawdziwą” wersję narzeczonej czy narzeczonego.
6) Sprawdzenie siebie i swoich umiejętności. Niektórzy uważają, że zanim przypieczętuje się związek to dobrze wiedzieć jak druga osoba radzi sobie z codziennymi sprawami. Przynajmniej jest wtedy gwarancja, że on bez problemu naprawi kran lub zawiesi półkę na ścianie. Ona natomiast ugotuje zawsze smaczny obiad, a na przyjście gości upiecze ciasto ;)
7) Wspólne szczęście tu i teraz (bez konieczności czekania na ślub aż się na niego uzbiera fundusze). Szczególnie gdy para jest w bardzo młodym wieku to czasem ciężko szybko zebrać niezbędną sumę do organizacji ślubu i wesela. Więc po co tyle czekać na radość płynącą z prawdziwego i pełnego życia we dwoje?
ALE:
1) Oszczędność pieniędzy? No dobrze. Ten argument naprawdę ciężko przebić. Chociaż… Jeśli mowa o narzeczeństwie np. studentów – to koszt dwóch pojedynczych pokoi nie jest dużo wyższy niż jedna „kawalerka”. Jeśli ma się swoje mieszkania na własność to już trudniej dyskutować. Chociaż też nie można zapomnieć, że wynajem komuś swojego miejsca wiąże się z dodatkowymi kosztami, utrzymaniem przestrzeni w dobrym stanie, ewentualnymi naprawami czy chociażby niezbędnym czasem na znalezienie lokatorów oraz wszelkie formalności.
2) Oszczędność czasu? Mieszkając we dwoje to zawsze będzie oszczędność czasu. Ale… czy właśnie nie to oczekiwanie na siebie i na kolejne spotkania ma najwięcej uroku? Ta radość na myśl o tym, że znowu się zobaczymy oraz tęsknota gdy rozjeżdżamy się do swoich mieszkań. To chęć przygotowania się dla drugiej osoby, wystrojenia, pokazania przez to, że nam zależy. Gdy mieszka się we dwoje to często narzeczeństwo trochę powszednieje. Ostatecznie zamiast być wspólnym przygotowaniem i oczekiwaniem staje się zwykłym przedłużeniem przyszłego małżeństwa. Co więcej, mieszkając we dwoje często i tak ten czas gdzieś ucieka osobno – pożerany przez internet, seriale czy social-media. I już ostatni kontrargument – jazda autobusem i czekanie na przystanku też ma swoje zalety. Można przeczytać wtedy tyle książek! :)
3) Wygoda? Tak, jest zdecydowanie wygodniej. Tylko właśnie czy czasem nie zbyt wygodnie? Czy narzeczeństwo to nie powinien być czas gdy poznajemy jedno drugie? Do dziś pamiętam jak podczas naszej pierwszej randki, chociaż byliśmy zaraz obok mieszkania Michała, on powiedział, że absolutnie nie będę tak późno wieczorem wracać sama autobusem i że mnie odwiezie pod sam blok. Poczułam się wtedy bezpieczna i zaopiekowana. Czy nie taki właśnie powinien być kandydat na przyszłego męża? :) Poza tym, to też okazja, żeby pokazać jak bardzo nam zależy na drugiej osobie. Może zrobić mu niespodziankę i wyjść po niego na przystanek? Może odprowadzę ją na tramwaj i dzięki temu spędzimy razem jeszcze kilka minut?
4) Wspólne gospodarowanie pieniędzmi? Wiadomo, że najlepiej pewne kwestie sprawdza się w praktyce, ale… dysponowanie finansami można też wcześniej dobrze „przegadać”. Właściwie to nawet powinno się ten temat dokładnie przedyskutować z przyszłym mężem lub żoną, żeby wiedzieć jak wyobraża sobie wspólne zarządzanie pieniędzmi.
5) Poznanie siebie w codzienności? Czy na pewno wspólne mieszkanie to jedyny sposób na prawdziwe poznanie drugiej strony? Nam się wydaje, że niekoniecznie. Tak naprawdę poznajemy się w sytuacjach trudnych, wymagających naszej reakcji, czasem poświęcenia czy oddania. Takie sytuacje pojawiają się w naszym życiu niezależnie od wspólnego mieszkania i są okazją do poznania zachowania drugiej osoby, docenienia jej wsparcia czy zaangażowania. Jeśli jednak to wciąż nie wystarcza, to zawsze można wyjechać razem gdzieś na weekend albo nawet na dłuższy urlop. Z własnego doświadczenia wiem, że kilka dni spędzonych non stop we dwoje naprawdę może wiele pokazać… Do dziś pamiętam, że Michał był pierwszym chłopakiem, z którym po wspólnym urlopie zamiast „Mam już dość…” pomyślałam „To już wracamy? Tak bardzo będę tęsknić za twoją obecnością…”. Wersja trudniejsza to wspólne pójście na pielgrzymkę – zmęczenie, trud, czasem brak dobrego snu, emocje… pełen pakiet do przeżycia (i „sprawdzenia”) we dwoje :)
6) Sprawdzenie siebie i swoich umiejętności? A czy ta „gwarancja” jest koniecznie potrzebna, żeby był dobrym mężem lub żoną? Może przyszły mąż trzy razy poprosi kolegę o pomoc przy naprawianiu kranu, a za czwartym razem dzięki temu będzie umiał zrobić to już sam. Podobnie żona – jeśli robiąc obiad kilka razy skorzysta z pomocy „mamusi” nie znaczy to, że tak będzie zawsze, ale że dzięki temu będzie jej łatwiej następnym razem samodzielnie coś ugotować. Sama zresztą wiem, że niekiedy potrzebujemy czasu, żeby się za coś zabrać. Przykładowo – w ostatnim roku małżeństwa upiekłam więcej ciast niż w czasie całego naszego narzeczeństwa. Całe szczęście, że wtedy Michał nie zwracał tak bardzo uwagi na mój brak zdolności w kuchni ;)
7) Wspólne szczęście tu i teraz? Pytanie jest proste – czy naprawdę potrzeba wystawny ślub i wesele, żeby w ogóle go wziąć? Jeśli oczywiście ktoś ma takie marzenie od zawsze to można rok czy dwa odłożyć jeszcze trochę pieniędzy, ale wydaje się nam, że to nie powinien być warunek. Bo przecież najważniejsze jest po prostu bycie ze sobą i tworzenie małżeństwa, a nie sam dzień ceremonii ślubnej. Ponadto, jest wiele sposobów (znowu znamy to z doświadczenia) jak w ekonomiczny sposób zorganizować swój wymarzony dzień :)
PONADTO:
Dla nas narzeczeństwo był to czas wypełniony spotkaniami, oczekiwaniem na nie, radością z czasu we dwoje i tęsknoty gdy nie mogliśmy się zobaczyć. Dzięki temu było to również uczenie się okazywania sobie miłości w inny, niebezpośredni sposób, taki jak: telefony, smsy, maile, a nawet listy i liściki :) Zresztą które to, po pierwsze – są do teraz niezwykle romantyczną pamiątką, a po drugie – przydają się również w małżeństwie gdy z jakiegoś powodu długo się nie widzimy. I na koniec najważniejsze – radość z pierwszych wspólnych dni w jednym mieszkaniu zaraz po ślubie jako mąż i żona są po prostu BEZCENNE! Do dziś pamiętam jak już nie mogłam się doczekać, żeby wprowadzić się do Michała do naszego mieszkania. Wszystko było wtedy takie nowe, wspólne i wyjątkowe :)
I jeszcze jeden ważny aspekt. …jeśli idzie się do łóżka nawet z narzeczoną to i tak ona nie jest jeszcze żoną. A skoro nie ma znaczynia czy to jest moja żona to dlaczego po ślubie miało być to mieć znaczenie? Stąd dziś tyle rozwodów. Brak więzi ze wspolmalzonkiem – brak pełnego oddania się nawzajem ze wszystkimi przeżyciami dobrymi i zlymi.
Do tego niejesteśmy pewni czy weźmiemy ślub z tą osobą dopoki nie stanie się przed ołtarzem i nie będzie się ślubowało. ..W razie niepowodzenia …rozstanie się. ..nowy związek z poronieniami. .itp itd. Wspolzycie powinno odbywać się tylko w małżeństwie bo inaczej rani się i siebie i innych….to jest bardzo wiążąca ze sobą sfera życia i albo jesteśmy jedynymi dla siebie albo te doświadczenia dzielimy między kilka osób, ale wtedy nie ma mowy o jedności małżeńskiej takiej jaką zaplanował Bóg dla małżonków.
Temat rzeka. …
Ps. Może trochę nieskladnie i z błędami napisane, ale sens powinien byc dostrzeżony ☺