W piątym dniu – skoro jesteśmy już po ŚLUBIE – rozpoczynamy typowo małżeńskie tematy. Pierwsze skojarzenie z „MIESIĄCEM MIODOWYM” to wspólny wyjazd czy urlop. Nawet Michał zaraz powiedział – „Napisz, że warto gdzieś jechać od razu po ślubie jeśli to możliwe, a nie odkładać”. Organizator akcji, czyli Ewa Olborska z MOCEM w propozycjach do tematu wspomniała o tym, jak się dogadać zaraz po ślubie, o naszych pierwszych doświadczeniach, o tym jak się rozpoczęło wspólne życie…
…ale jednak to nie o tych tematach będzie wpis. Będzie natomiast o tym, co można zrobić, żeby ten „miesiąc miodowy” trwał w małżeństwie jak najdłużej, a najlepiej do końca życia :)
Do napisania o tym zainspirował mnie właściwie ostatni sobotni wieczór. Mieliśmy wyjątkową okazję, żeby wybrać się we dwoje na bal, a dokładniej małżeński bal organizowany przez wspólnotę Domowego Kościoła. Pierwsza myśl pojawiła się w momencie gdy tańczyłam z Mężem do jednej naszych ulubionych piosenek. Wpatrzona w niego pomyślałam o tym, jaka jestem szczęśliwa oraz jak piękne jest bycie we dwoje. I wtedy spojrzałam wokół… Widok był niezwykły i właściwie nie do opisania! Chociaż ja jednak spróbuję to zrobić… Na parkiecie było co najmniej 100 innych par małżeńskich i okazało się, że wszystkie żony są tak wpatrzone w swoich mężów, a wszyscy mężowie w swoje żony. Nie miało znaczenia czy wyglądali na 30-latków czy 60-latków, czy mieli krótki czy długi staż. Nie wiem jaka była ich wspólna droga, ich historia, ich życie. Ale wiem, że patrząc na nich czuło się tak wszechogarniającą i rozlewającą się miłość, że aż ciężko to sobie wyobrazić…
I wtedy przyszła mi do głowy myśl, że właśnie tak może wyglądać małżeństwo przez całe życie. Jeśli tylko pamiętamy o tym, Kto nas powołał do tego sakramentu, Kto mu błogosławi każdego dnia oraz Kto nad nim czuwa to zawsze będzie dla nas trwał „miesiąc miodowy”. Zawsze też będziemy wpatrzeni w siebie jak w najpiękniejszy dar i zawsze będziemy tak przepełnieni miłością, ponieważ to On jest jednym dawcą i sprawcą tej prawdziwej MIŁOŚCI…
